To rzecz, której nikt nas nie uczy. No dobrze, nie chcę używać sformułowań „nikt, nigdy, wszyscy, zawsze” bo wierzę i mam pewność, że są wśród nas kobiety, które na pewno miały inaczej. Jednak większość z nas, przynajmniej słuchając innych kobiet które spotykam w swoim życiu, nie dostała instrukcji obsługi ani jak być mamą, ani jak zadbać o siebie, kiedy jest się mamą, ani jak zadbać o relację, kiedy jest się mamą, itd… Ja też należę do tej grupy kobiet!
Za to często możemy usłyszeć, że jak to nie dajemy rady? Albo: jak to, nie możesz karmić piersią? By potem usłyszeć: Ale jak to, JESZCZE karmisz piersią? Albo: malutkie dziecko to musi być ciągle na rękach, najlepiej blisko mamy. Jednak potem możesz usłyszeć: nie noś, bo przyzwyczaisz. Słyszysz, że w sumie to mogłabyś trochę chociaż z grubsza ogarnąć mieszkanie, bo przejść się nie da, ale kiedy to zrobisz, to usłyszysz, że przecież dom to nie muzeum, a dzieci i tak zaraz wybrudzą. Chociaż… okna i lustra to mogłabyś przetrzeć (nie wiem jak u was, ale jak tylko wypoleruję okna/lustra, to moje dzieci wyczuwają jak jakiś „radar” że są czyste i jeszcze tego samego dnia przybijają sobie piątki albo liżą lustra – jakie to zabawne…). Nie mówiąc o tym, ile uwag niektóre z nas dostają na temat swojego wyglądu… A kiedy szukasz wsparcia, możesz usłyszeć „No cóż, też wychowałam x dzieci” albo „To minie, poczekaj 20 LAT” (ha ha ha) albo, to najlepsze, „Bo ja nie wiem, po co robiłaś sobie drugie/trzecie/dziesiąte dziecko, teraz się męczysz”. Dzięki! Bardzo mi to pomogło!
Ogólnie jest bardzo dużo różnych komunikatów, które my kobiety otrzymujemy, choć nie prosimy, często to gadanie innych kobiet, przekazywane z pokolenia na pokolenie, rady sprzeczne ze sobą, bez refleksji nad tym, czy w ogóle to ma sens. Oczywiście, ty możesz być pierwszą kobietą w swojej rodzinie, która zatrzyma to błędne koło, i swojej córce lub przyszłej synowej nie będziesz wbijać szpilek, a dasz jej wsparcie, którego ty tak bardzo teraz potrzebujesz 🙂 Ale to kiedyś. Dziś jest dziś, a Ty jesteś tu, bo pewnie zastanawiasz się, jak możesz wesprzeć siebie, kiedy doba się nie rozciąga, nie mówiąc już o tym, że tak wiele rzeczy „powinnaś”…
Zapominamy o sobie. Przed urodzeniem pierwszego dziecka miałaś czas na tak wiele rzeczy. Nie tylko na pracę czy ugotowanie obiadu, ale też by spotkać się z koleżankami, pójść do kawiarni na kawę, poczytać książkę. Randki z mężem, upojne noce, po których nie czułaś, że następnego jesteś zmęczona i niewyspana. Być może, kiedy zaszłaś w ciążę, nie mogłaś się doczekać spotkania ze swoim dzieckiem. Jednak po urodzeniu okazało się, że „mały noszeniak” uniemożliwia Ci większość „normalnych, ludzkich” rzeczy, o których nie pomyślałabyś, że będzie trudno je zrobić przy dziecku. Jak na przykład pójść spokojnie do toalety zrobić siku. Czy wziąć prysznic. Zjeść ciepły posiłek od początku do końca. Pół biedy, jak masz dziecko akceptujące wózki, więc przynajmniej wyjdziesz na spacer. Ale jeśli masz wysokowrażliwca, który nie cierpi wózków, toleruje tylko twoje ręce, w nocy szuka tylko ciebie, każdy wyjazd samochodem to wisk i płacz, a po każdym karmieniu ulewa mu się tak, że w sumie to sama nie masz pewności, czy to dziecko w ogóle coś zjadło… To gdzie tu jeszcze znaleźć przestrzeń dla siebie?
Oczywiście, nie znając Twojej konkretnej sytuacji, trudno jest mi coś doradzić. Każda z nas ma inaczej. Każda z nas może mieć inny sposób na wspieraniu siebie w gąszczu rodzicielstwa. Mamy też różne dzieci, jedne dadzą zrobić coś więcej, a inne nie pozwolą na zbyt wiele. Też zależy od otoczenia, czy masz obok siebie kogoś, kto rozumie i może bardziej lub mniej pomóc Ci i czasami coś dla/zamiast ciebie zrobić.
Ja podzielę się tutaj kilkoma wskazówkami, które część z nich możesz zrobić z dzieckiem na rękach. Zadbać o siebie w sposób „przy okazji” i poddając refleksji to, z czym się zmierzasz. Wiem, jak trudne może być dbanie o siebie, kiedy nie masz tak naprawdę czasu na podstawowe potrzeby fizjologiczne. Dlatego to musi być proste. I na pewno będzie dobrym pierwszym krokiem do tego, by w niedalekiej przyszłości zacząć robić dla siebie jeszcze więcej. Że właśnie takie pierwsze małe kroki w dbaniu o siebie zbuduje Twoją odporność psychiczną.
Chodzi o to, że ty jesteś bardzo ważna. BARDZO. WAŻNA. Dla swojego dziecka czy dzieci, dla męża. Ale czy ty jesteś ważna dla samej siebie? Kiedy dbasz o siebie, to trochę tak, jakbyś dbała również o swoją rodzinę. Bo kiedy masz naładowane baterie, łatwiej jest Ci wspierać i dbać o innych. I baterii nie ładujesz raz na dzień (najczęściej śpiąc), ale uczysz się ładować baterię „na bieżąco”, w ciągu dnia, robiąc małe rzeczy dla siebie. Może bateria w telefonie od takich częstych ładowań by spuchła, ale spokojnie, ty nie spuchniesz 😀 za to możesz sobie wyobrazić, że jesteś trochę jak kot- spójrz, one śpią, kiedy tylko nadarzy się okazja. Czyli ładują swoją baterię na bieżąco. Ty kotem nie jesteś, więc spać kilka razy w ciągu dnia nie będziesz (chociaż… jeśli masz okazję i chcesz, to śpij, a jak!), ale jako dorosły człowiek możesz robić inne rzeczy, które będą ładować Twoje akumulatory. Możesz zacząć od tych małych rzeczy, tak na początek. Z czasem nauczysz się, że możesz i chcesz więcej, dzieci zaczną rosnąć i zrobi się więcej przestrzeni, no i oczywiście Ty będziesz czuła więcej energii na więcej rzeczy do sprawdzenia 🙂
Jeśli chcesz, możesz powyższą grafikę pobrać i wydrukować 🙂
I jak się z tym masz? Czy te małe kroki są do zrobienia?
Mam nadzieję, że to właśnie będą te małe rzeczy, które już dziś zrobisz dla siebie. To naprawdę nic wielkiego, a mogą pomóc Ci zadbać o siebie.
Trzymaj się ciepło :*
M.